Antoni Rochala

Czy da się połączyć pasję do języków i gotowania? Jak wyglądał Erasmus we Włoszech w czasach pandemii? W jakim stopniu studiowanie filologii obcej pomaga przystosować się do życia w innym kraju? Na te wszystkie pytania odpowiada Antoni Rochala, absolwent italianistyki na Wydziale Filologicznym, który na co dzień pracuje jako cukiernik we Florencji.


Różne są podejścia studentów. Jedni, wybierając kierunek studiów, mają już mocno sprecyzowane plany zawodowe, a studia mają im pomóc osiągnąć cel i zdobyć wymarzoną pracę. Inni dopiero w trakcie studiowania obierają konkretną specjalizację i ukierunkowują się zawodowo. Jak to było w Pana przypadku? Co zadecydowało o wyborze italianistyki?

Myślę, że to był zupełny przypadek, ponieważ na początku wybierałem się na Akademię Sztuk Pięknych, na projektowanie ubiorów. Później jakoś tak spontanicznie naszły mnie myśli, że chyba jednak nie tędy droga i może jednak warto byłoby zrobić tak zwaną inwestycję w język. Pomyślałem, że włoski jest w sumie bardzo dobrym pomysłem, aczkolwiek moją pierwszą myślą był portugalski. Nie wiem tak naprawdę dlaczego, ale w ostatniej chwili zdecydowałem, że jednak wybiorę Łódź i italianistykę na Uniwersytecie łódzkim. Nie pamiętam zupełnie, skąd mi to przyszło do głowy, ale jakoś tak czułem w środku, że kiedyś włoski może być mi potrzebny. Będąc dzisiaj we Włoszech, cieszę się, że zaufałem swojej intuicji i wybrałem akurat takie studia.

Wiem, że od najmłodszych lat przejawiał Pan zainteresowania kulinarne, dlatego chciałbym zapytać, czy to też był jakiś dodatkowy czynnik, który zadecydował o wyborze italianistyki. Wiadomo przecież, że kuchnia włoska jest dość popularna i przysmaki z tego kraju są znane na całym świecie.

Myślę, że jest dużo takich czynników, wiele takich rzeczy obecnych w moim życiu, które ostatecznie sprawiły, że zdecydowałem się na studiowanie filologii włoskiej. Kuchnia też poniekąd była tym czynnikiem, podobnie jak i cukiernictwo. Do tego podróże, historia, przede wszystkim historia sztuki. Są to takie obszary, które od dawna mnie bardzo interesowały. Tak to już jakoś wychodziło, że zawsze moje wakacje kończyły się we Włoszech mimo początkowo innych planów. Chyba to też stąd była taka chęć, żeby nie tylko poznać język, ale zagłębić się w kulturze i literaturze tego kraju. Wiadomo, że percepcja osoby, która wie nieco więcej na dany temat, jest zupełnie inna niż osoby, która gdzieś tylko przeczytała coś w przewodniku, ktoś jej napomknął, że gdzieś coś się wydarzyło. Wydaje mi się, że odbiór wielu rzeczy z poszerzoną wiedzą jest zupełnie inny i wywołuje zupełnie inne emocje.

Antoni Rochala

Chciałbym jeszcze przez moment poruszyć tę kwestię zainteresowań kulinarnych, bo ciekawe jest to, że w Pana przypadku właśnie one stały się motywacją do wyboru tematu pracy licencjackiej. Co ważne, Pana praca składała się z części teoretyczno-badawczej oraz projektowej. Czy mógłby Pan coś więcej powiedzieć na ten temat? Pewnie nie wszyscy wiedzą, że na Uniwersytecie Łódzkim można kończyć licencjat również metodą projektową.

To wyszło zupełnie spontanicznie i zaczęło się właściwie już pod koniec pierwszego roku studiów, kiedy zdecydowałem się na wyjazd na Erasmusa. Według mnie to jest taki moment, który na studiach bardzo wiele zmienia, daje spojrzenie z innej perspektywy na te wszystkie rzeczy, które wcześniej się robiło, ale otwiera również fajne nowe możliwości. Poznaje się nowych ludzi, nowe otoczenie, właśnie nowe smaki, nowy świat. Myślę, że fakt, iż wyjechałem na Erasmusa i miałem kontakt z ludźmi głównie z południa Włoch, z Apulii, z Neapolu, też miał jakiś wpływ na to, że jednak pomyślałem o takiej ścieżce związanej z pisaniem licencjatu. Faktycznie był to projekt – książka kucharska. Było to takie połączenie kuchni włoskiej oraz kuchni polskiej i pewnego rodzaju analiza porównawcza tych dwóch kuchni, ich historii. W pewnym momencie zauważyłem, że ludzie, którzy ze mną mieszkają i są z zupełnie innego kawałka świata, tak naprawdę używają w kuchni tych samych składników, choć czasem może w trochę inny sposób. Pewnego dnia przyszło mi do głowy, by pokazać im kawałek polskiej kuchni, i nagle okazało się, że oni znają bardzo podobne rzeczy, tylko nazywają je nieco inaczej. Te potrawy mają trochę inną formę, ale to jest zawsze mniej więcej to samo, i smakowo, i właśnie pod względem prezentacji czy przygotowania. To mnie chyba tak natchnęło, żeby napisać pracę poświęconą właśnie temu zagadnieniu. Bo jednak człowiek w pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że mimo iż należymy do różnych kultur i mówimy w innych językach, to tak naprawdę kuchnia jest rzeczą, która jest bardzo uniwersalna, staje się najbardziej uniwersalnym językiem i łączy różne narody.

Wspomniał Pan, że jest z jedną z wielu osób, które skorzystały z możliwości udziału w programie Erasmus+. Jak ocenia Pan tę przygodę? Jakie były różnice między zajęciami w Polsce a tymi we Włoszech?

Na pewno były bardzo duże różnice między oczekiwaniami a rzeczywistością, ponieważ miałem to szczęście w nieszczęściu, że pojechałem na pierwszego Erasmusa w lutym 2020 roku i to było akurat wtedy, kiedy zaczęła się pandemia. Z tego powodu tylko dwa pierwsze tygodnie chodziłem na studia stacjonarnie na Uniwersytecie w Sienie w centrum Toskanii, a po tym czasie pojawiły się restrykcje i ograniczenia, więc zajęcia były prowadzone zdalnie. Tak naprawdę bardzo odbiegało to od normy, bo przez pierwsze miesiące nie można było w zasadzie wychodzić z domu. Na szczęście razem z moją przyjaciółką ze studiów Julką mieszkaliśmy w takiej posiadłości uniwersyteckiej, w której zakwaterowanych było bardzo dużo studentów z różnych uniwersytetów, głównie z naszego, ale też z innych uczelni. Byli to przede wszystkim Włosi z południa. Tak naprawdę przez cały ten wyjazd nie poznałem żadnego sieneńczyka. Doszło więc do tego, że wszyscy byliśmy zamknięci w tej samej przestrzeni i trzeba było bądź co bądź wchodzić w te interakcje, żeby nie zwariować. W moim przypadku nie był to zatem standardowy Erasmus, podczas którego się głównie studiuje i podróżuje. Mój pobyt we Włoszech różnił się od takiego tradycyjnego wyjazdu, ale okazał się na pewno bardzo potrzebnym doświadczeniem w moim życiu.

Zajęcia na Wydziale Filologicznym bardzo dobrze przygotowały mnie do życia we Włoszech, również jeśli chodzi o podłoże takie czysto teoretyczne, dotyczące języka, kultury, literatury i historii. Jest dużo rzeczy, których bez tych studiów nie byłbym w stanie pojąć.

Jak ważna podczas pobytu na Erasmusie jest znajomość języka używanego na co dzień w danym kraju?

Bardzo cenna była rada, którą dostałem od Pani Profesor Magajewskiej. Pamiętam, że kiedy usłyszała, że wybieramy się z Julką na Erasmusa, powiedziała do nas: – Pamiętajcie, mówcie tylko po włosku, nie używajcie angielskiego ani żadnych innych języków. Oczywiście początkowo razem z moją przyjaciółką popatrzyliśmy na siebie ze zdumieniem, ale później pomyśleliśmy, że może faktycznie spróbujemy stosować się do tego zalecenia, chociaż pewnie gdzieś tam z tyłu głowy mieliśmy myśl, że jest to niewykonalne, bo nasz włoski był jeszcze wtedy na dość słabym poziomie. W każdym razie pojechaliśmy do tej Sieny i próbowaliśmy od samego początku mówić po włosku i ku naszemu zdumieniu po miesiącu naprawdę dobrze już nam szło. Uważam, że każdy, kto jedzie na Erasmusa, też powinien z tej rady skorzystać i jednak jeżeli uczy się konkretnego języka, nie uciekać się do kół ratunkowych, jakimi są inne popularne języki, jak język angielski, tylko właśnie skupić się na języku, który studiuje w danej chwili, bo naprawdę taki wyjazd daje więcej niż jakiekolwiek zajęcia na uczelni.

Antoni Rochala

Powróćmy do naszej polskiej rzeczywistości. Był Pan studentem, który oprócz uczęszczania na typowe zajęcia akademickie angażował się również w różne akcje studenckie promujące język włoski czy francuski. Jak Pan wspomina te działania?

To były takie inicjatywy, w których naprawdę miało się ochotę uczestniczyć, i to nie tylko z uwagi na język, ale przede wszystkim ze względu na to, że na Uniwersytecie Łódzkim jest bardzo dużo profesorów, którzy są przepełnieni pasją, i to widać nie tylko podczas zajęć, lecz także w kontakcie z drugą osobą. To są tacy ludzie, którzy nie tylko uczą tego, co jest w programie studiów, ale dają też wskazówki, jakim być człowiekiem, kształtują takie podstawowe wartości. Myślę, że właśnie za całe to serce, które dają studentom, bardzo dużo osób chce się im odwdzięczyć w jakikolwiek sposób, nawet najmniejszy, najmniej znaczący. Stąd też była u nas wielka chęć do angażowania się w różne dodatkowe akcje. Poza tym zawsze było to robione w naprawdę profesjonalny sposób, dało się wyczuć, że organizują to ludzie, którzy są pełni pasji i miłości do tego, co robią.

Antoni Rochala

Czym zajmuje się Pan dziś? Jak potoczyła się Pana droga zawodowa po ukończeniu studiów licencjackich na naszym Wydziale? Czy udało się Panu ostatecznie połączyć pasję do gotowania ze znajomością języka włoskiego?

Oczywiście, że się udało! Obrona mojej pracy licencjackiej koniec końców odbyła się zdalnie, z użyciem programu Microsoft Teams, a egzaminowały mnie Pani Doktor Ozimska oraz Pani Profesor Kapral. Po wszystkim oczywiście było celebrowanie we włoskim stylu, bo tutaj każdy, kto się broni, zakłada taki wieniec z liścia laurowego i idzie do miasta w ulubione miejsca. Później przyszły wakacje, a następnie zdecydowałem się pozostać we Włoszech i rozpocząć we Florencji szkołę kulinarną Cordon Bleu. Po jej ukończeniu rozpocząłem staż w cenionej cukierni Iginio Massari, która mieści się właśnie we Florencji, i od jakiegoś czasu pracuję już w niej jako pełnoprawny cukiernik. Jestem bardzo zadowolony, że te dwie pasje udało mi się połączyć. Na pewno z punktu widzenia człowieka z zagranicy, który nauczył się włoskiego i dla którego nie jest to lingua madre, to naprawdę przygoda życia, która z mojej perspektywy wygląda dokładnie tak, jak historie z filmów osadzonych w toskańskich miasteczkach. Jest po prostu niesamowicie, bajkowo, ale myślę, że gdyby nie studia na Wydziale Filologicznym, to nie znalazłbym się dzisiaj w miejscu, w którym jestem.

 

Na ile studiowanie italianistyki przygotowało Pana do życia we Włoszech?

Myślę, że te zajęcia przygotowały mnie rewelacyjnie! Mogę powiedzieć, że pod względem słownictwa nasz Wydział naprawdę jest świetny. Nie chcę, żeby zabrzmiało to nieskromnie, ale sam czuję się momentami dużo mądrzejszy niż Włosi (śmiech). Kilka razy miałem taką sytuację u nas w laboratorium, że ktoś nie wiedział, jak nazywa się poszczególny przyrząd. Włosi, nie wiem, czy w całych Włoszech, czy tylko w Toskanii, gdy nie wiedzą, jak coś nazwać, mówią coso, czyli np. „podaj mi to coś”. W mojej obecności bardzo często właśnie używali tego słowa, a ja pytałem i doprecyzowywałem, czy chodzi im o tę konkretną rzecz, nazywając ją po włosku. Zdumiewali się, skąd znam to słowo. Dla mnie było to bardzo zabawne doświadczenie, gdyż miałem w głowie to, że języka włoskiego uczyłem się krok po kroku, a oni tą mową posługują się od zawsze. Chwilę później zdałem sobie sprawę, że jednak włoski jest zbyt obszernym językiem i za bardzo zróżnicowanym, żeby faktycznie znać wszystkie słowa. Niemniej jednak jest to na pewno taka historia, którą wspominam z uśmiechem na twarzy i chętnie ją przytaczam jako anegdotę.

Antoni Rochala

A czy studia ułatwiły adaptację w nowym kraju?

Na pewno bardzo dobrze przygotowały mnie do życia tutaj, również jeśli chodzi o podłoże takie czysto teoretyczne, dotyczące języka, kultury, literatury i historii. Jest dużo rzeczy, których bez tych studiów nie byłbym w stanie pojąć. Myślę, że studiowanie italianistyki dało mi pewnego rodzaju komfort, że mogłem się o wielu rzeczach uczyć, sporo się dowiedzieć i wyjaśniło mi wiele spraw. Dlaczego Włochy są takie zróżnicowane? Dlaczego niektóre miasta zatrzymały się na pewnym etapie i już dalej w niektórych kwestiach nie brnęły naprzód, nie rozwijały się? Z pewnością wszystkie te zajęcia na Uniwersytecie Łódzkim były bardzo pomocne i ciekawe.

Jakie rady miałby Pan dla maturzystów, którzy myślą o wyborze filologii włoskiej jako kierunku do studiowania?

Dla takich osób miałbym tylko jedną radę: żeby nie zastanawiały się wcale i jeżeli mają chociażby przez chwilę taki pomysł, żeby wybrać język włoski, to są to takie myśli, które moim zdaniem nie pojawiają się przypadkiem w głowie i należy je po prostu zmienić na czyny, iść na tę filologię włoską i zobaczyć, że te studia to drzwi do świata. To naprawdę język, który otwiera bardzo wiele ścieżek kariery. Jest bardzo uniwersalny, nadal, co ciekawe, bardzo niszowy i wciąż na rynku pracy jest stosunkowo mało osób, które znają ten język na tyle dobrze, żeby być w stanie się komunikować między sobą. Bardzo dużo firm o różnym profilu szuka pracowników, którzy rozmawiają po włosku. A jeżeli ktoś ma do tego jakiś ukryty, dodatkowy talent, to jest to zawsze kolejny atut, który – tak jak w moim przypadku – można po prostu wykorzystać jako narzędzie w pracy w jakiejkolwiek dziedzinie za granicą.

Rozmowę przeprowadzono w listopadzie 2022 roku.


Interesujesz się kulturą Włoch? Marzysz o tym, by biegle władać językiem włoskim i wykorzystywać go w pracy zawodowej? Zapoznaj się z zasadami rekrutacji na poniższe kierunki: