Justyna Konarska na tle Koloseum

Czy tzw. umysł ścisły może z powodzeniem studiować kierunki filologiczne? Jaką rolę w nauce języka obcego odgrywają zajęcia z native speakerami i wyjazdy zagraniczne w ramach programu Erasmus+? Co daje różnorodne wykształcenie i nauka na uczelniach o kompletnie innych profilach? O tym wszystkim opowiada Justyna Konarska, absolwentka italianistyki na naszym Wydziale.


Rzadko się zdarza, by osoba, która zdobyła już wcześniej wykształcenie na kierunkach ścisłych, zdecydowała się kontynuować swoją edukację na Wydziale Filologicznym UŁ, ucząc się języka obcego zupełnie od podstaw. Skąd pomysł, by po licencjacie z biotechnologii medycznej na Uniwersytecie Medycznym oraz studiach magisterskich z genetyki na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska UŁ rozpocząć studia licencjackie na filologii włoskiej?

Faktycznie, dla wielu mogłoby to się wydawać niecodzienną decyzją, bo przychodząc na Wydział Filologiczny UŁ, miałam taki background mocno life science’owy. Po ukończeniu studiów na wspomnianych kierunkach ścisłych zorientowałam się jednak, że nie posiadam niczego, czym mogłabym się wyróżniać i zwracać uwagę potencjalnych pracodawców. Owszem, znałam język angielski, ale doskonale wiadomo, że w dzisiejszych czasach nie jest on czymś wyjątkowym w każdej dziedzinie życia. Dlatego pomyślałam, że byłoby mi łatwiej odnaleźć się na rynku pracy ze znajomością dodatkowego języka obcego.

Co zatem zadecydowało, że postawiła Pani na italianistykę?

Na początku nie miałam konkretnego planu, wiedziałam jedynie, których języków na pewno nie chcę się uczyć. Na starcie odrzuciłam germanistykę oraz język hiszpański i język francuski. Ten ostatni wydawał mi się szczególnie trudny do nauki ze względu na wymowę. Przeglądając ofertę studiów, zauważyłam, że dostępny na UŁ jest język włoski, a co  najważniejsze, realizowany był również od podstaw. Zdecydowałam się wziąć udział w rekrutacji, chociaż nigdy wcześniej nie byłam we Włoszech, nie posiadałam tam rodziny ani żadnych znajomych. Aplikowałam z przedmiotami, które zdawałam na swojej maturze, więc w moim przypadku liczyły się tylko język polski zdany na poziomie podstawowym oraz rozszerzony angielski. Na szczęście udało mi się dostać i rozpoczęłam naukę włoskiego w grupie osób, które nie miały wcześniej styczności z tym językiem. Wracając do poprzedniego pytania, moim celem było to, by połączyć to swoje podstawowe, ścisłe wykształcenie z językiem obcym. Wiedziałam, że oferty pracy w dziedzinie badań klinicznych kierowane są do wąskiego grona osób ze środowiska, które jest dość hermetyczne. Komuś bez doświadczenia ciężko się tam załapać, dlatego miałam nadzieję, że znajomość tego dodatkowego języka będzie moją kartą przetargową,

Wspomniała Pani, że wybór italianistyki determinowały przede wszystkim kwestie zawodowe oraz perspektywa zwiększenia swoich szans na rynku pracy. Jak te założenia przełożyły się na późniejsze poszukiwanie zatrudnienia w wymarzonym przez Panią zawodzie?

Tak naprawdę zaczęłam szukać pracy podczas pobytu na Erasmusie, w trakcie semestru letniego na drugim roku studiów.  Miałam wówczas trochę skomplikowaną sytuację rodzinną, ale ostatecznie udało mi się dokończyć studia dziennie na naszym Wydziale zgodnie z planem. W każdym razie już wtedy zauważyłam, że ze znajomością języka mogę bardziej celować nawet w te oferty, które wymagają jakiegoś doświadczenia. Język włoski był w tym wypadku dużym atutem, dzięki niemu mogłam odpowiadać na ogłoszenia kierowane do osób posiadających nie tylko wiedzę medyczną, ale i dodatkowe kompetencje językowe. Rekruterzy wiedzą bowiem, że czasem ciężko jest się odnaleźć w realiach danego kraju, a w takich przypadkach znajomość języka bardzo pomaga. Po obronie pracy licencjackiej właściwie co chwila brałam udział w rozmowach kwalifikacyjnych, w przypadku wielu z nich dochodziłam nawet do ostatnich etapów. Szczerze mówiąc, czasem uczestniczyłam w rekrutacjach tylko po to, by zobaczyć, co oferuje dany pracodawca, ale nie da się ukryć, że tych ofert pracy naprawdę było sporo. W pewnym momencie zaczęli się do mnie zgłaszać sami rekruterzy, chociażby poprzez konto na LinkedInie. Wpływały do mnie na przykład propozycje pracy w księgowości pochodzące od międzynarodowych korporacji mających swoje siedziby w Łodzi. Gdybym nie miała zatem sprecyzowanej ścieżki zawodowej i nie wiedziała, co chcę w życiu robić, to spokojnie mogłabym pójść w zupełnie innym kierunku i to właśnie dzięki wykształceniu filologicznemu i znajomości języków.

Język włoski był przy poszukiwaniu pracy dużym atutem, dzięki niemu mogłam odpowiadać na ogłoszenia kierowane do osób posiadających nie tylko wiedzę medyczną, ale i dodatkowe kompetencje językowe. Rekruterzy wiedzą bowiem, że czasem ciężko jest się odnaleźć w realiach danego kraju, a w takich przypadkach znajomość języka bardzo pomaga.

Czym zatem zajmuje się teraz Pani zawodowo?

Jestem aktualnie Associate Site Managerem. Niestety, stanowisko to nie ma dokładnego tłumaczenia na język polski, ale można w przybliżeniu powiedzieć, że jest to najniższy stopień menadżerski. Odpowiadam za fazę start-up w badaniach klinicznych i obsługuję ośrodki, szpitale i placówki medyczne we Włoszech. Zajmuję się badaniami w fazie IV, prowadzonymi na produktach zarejestrowanych, wprowadzonych do obrotu. Moim zadaniem jest rejestracja badania we Włoskiej Agencji Leków  AIFA, a następnie przygotowywanie i zgłaszanie pakietów submisyjnych do poszczególnych komisji bioetycznych znajdujących się na terenie całych Włoch. Jest ich łącznie około 40, bo nie tylko poszczególne regiony, ale i miasta posiadają swoje własne komisje, a co za tym idzie - własne procedury, które różnią się między sobą. Trzeba dokładnie czytać, jakiej dokumentacji wymagają, jak ma być np. dostosowana świadoma zgoda pacjenta. Oprócz tego negocjuję kontrakty z ośrodkami oraz dostępny budżet. Poza tym zbieram wszelkie wymagane dokumenty, zgłaszam poprawki, które muszą zostać naniesione do protokołu badania. Mam zatem codzienny kontakt z tymi poszczególnymi ośrodkami. Można powiedzieć, że jest to praca lekko administracyjna, ale wymagająca wiedzy, dlaczego dany dokument jest potrzebny albo oceny, czy dana poprawka ma charakter impattante dla oceny komisji. Przechodzi przeze mnie cały proces, od momentu, gdy badanie ma ruszyć, aż do chwili, kiedy zaplanowana jest wizyta inicjująca, a obsługę przejmują menadżerowie z działu delivery.

Nie mogę w tym momencie nie zapytać o to, jak studia italianistyczne przygotowały Panią do tej pracy?

Przychodząc na italianistykę, bałam się tego, że jako osoba nieznająca języka będę wstydzić się mówić po włosku i zamknę się w sobie. Było jednak zupełnie na odwrót! Nauczyciele akademiccy bardzo chcieli, żebyśmy często się wypowiadali i to też mocno przełożyło się u mnie na taką językową pewność siebie. Nawet jeśli dziś popełniam jakieś błędy, to nie mam problemów z komunikowaniem się. W kontaktach zawodowych zresztą jest też tak, że jeśli druga strona czegoś nie zrozumiała, to zawsze może o coś dopytać czy poprosić o powtórzenie. To wszystko też zostało u mnie rozwinięte podczas mojego Erasmusa we Włoszech. Absolutnie nie żałuję wyjazdu w czasie pandemii, wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że to było najlepsze, co mogło się wydarzyć!

Justyna Konarska z pracą magisterską na tle budynku Wydziału

Były jakieś przedmioty na studiach, które z perspektywy czasu uznałaby Pani za szczególnie istotne?

Bardzo przydatne okazały się zajęcia poświęcone wypowiedzi pisemnej i prowadzone przez mgra Ilario Colę. To był wykładowca, który pokazał nam żargon administracyjno-biurowy, oficjalny, słynne włoskie congiuntivo, które używam na co dzień. Wiedza z tych zajęć teraz u mnie procentuje i jest na bieżąco wykorzystywana w codziennej pracy. Ogólnie rzecz ujmując, było dużo takich przedmiotów, które przełożyły się na to, że dziś moja umiejętność pisania po włosku jest na wysokim poziomie.

Czy dużym plusem łódzkiej italianistyki jest fakt, że w gronie wykładowców znajdują się native speakerzy?

Tak, zdecydowanie i nawet tutaj śmiało bym powiedziała, że można byłoby się postarać o jeszcze więcej takich wykładowców! Z tego typu zajęć z rodzimymi użytkownikami języka można było bardzo wiele wyciągnąć. Gdzieś był rzucony jakiś żargon, pojawiały się skróty myślowe, native wiedział, co można w danej sytuacji powiedzieć, a co nie, bo dla niego było oczywiste, czy to będzie dobrze brzmiało. Obecność takich ludzi w kadrze dydaktycznej to ogromny plus. Znajomość włoskich realiów to wielki atut, którego my, Polacy, ucząc się tego języka, bardzo często nie posiadamy.

Pani ścieżka edukacyjna jest dość nietypowa, ale kto wie, być może będzie stanowić inspirację dla innych studentów.  Co powinna wiedzieć osoba, która przychodzi na studia filologiczne po ukończeniu tych ścisłych kierunków? Na co należy zwrócić uwagę? Jakie dałaby Pani jej wskazówki?

Przede wszystkim nie powinna bać się ogromu teorii, bo jednak na pierwszych dwóch latach jest dużo  materiału teoretycznego do opanowania. To wszystko da się jednak przyswoić, nawet jeśli ktoś jest takim typowym umysłem ścisłym i dominuje u niego myślenie przyczynowo-skutkowe, bardziej analityczne. Druga moja wskazówka jest prosta: należy przede wszystkim czerpać z zajęć jak najwięcej się da, bo tego typu studia to zupełnie coś innego, pokazują nam kompletnie inne możliwości rozwoju swoich kompetencji, w tym również tych miękkich. Przez to człowiek bardziej się otwiera na wiele rzeczy, dlatego sugerowałabym tutaj pełną otwartość umysłu, ale dużo też  pokory, wytrzymałości i radości z tego, że poznajemy kompletnie inny język, inną kulturę i możemy te dwa światy ze sobą zderzyć. A wtedy tak naprawdę okazuje się, że gdzieś ten wspólny mianownik  da się znaleźć.

Bardzo przydatne okazały się zajęcia poświęcone wypowiedzi pisemnej i prowadzone przez mgra Ilario Colę. To był wykładowca, który pokazał nam żargon administracyjno-biurowy, oficjalny, słynne włoskie congiuntivo, które używam na co dzień. Wiedza z tych zajęć teraz u mnie procentuje i jest na bieżąco wykorzystywana w codziennej pracy.

Jest Pani osobą, która ma w swoim życiorysie wiele uczelni. Uczyła się Pani na Uniwersytecie Medycznym, studiowała na Wydziale Biologii, a także na Wydziale Filologicznym. Do tego dochodzi jeszcze pobyt na Erasmusie we Włoszech. Jak porównałaby Pani ze sobą te wszystkie uczelnie? Czym wyróżnia się Wydział Filologiczny na tle innych jednostek?

Przyznam szczerze, że ciężko porównać te uczelnie od strony naukowej, bo to jest niewykonalne, ale jeżeli chodzi o organizację studiów, wiele rzeczy przemawia tutaj na korzyść Wydziału Filologicznego. Weźmy pod uwagę chociażby czas pandemii. Sporo spraw byliśmy w stanie wówczas załatwić i omówić bezpośrednio z wykładowcami. Gdy pojawiały się jakieś problemy, to zostaliśmy wysłuchani przez kierownika studiów, co nie zdarzało mi się na innych uczelniach. Uniwersytet Łódzki zawsze był otwarty na studenta i znajdował się on na pierwszym miejscu. Doceniam też to, że bezproblemowo udało mi się rozwiązać sprawę szybszego terminu moich egzaminów w obliczu wyjazdu na Erasmusa do Włoch, gdzie semestr zaczynał się wcześniej niż w Polsce. Jeśli chodzi o Wydział Filologiczny, to mogę stwierdzić, że pomoc ze strony kadry akademickiej była duża i przede wszystkim pojawiała się reakcja na to, gdy studenci zgłaszali, że coś się dzieje. O moich dobrych relacjach z wykładowcami z italianistyki niech świadczy fakt, że niektórzy z nich uczestniczyli w facebookowej transmisji z mojego ślubu, który brałam w czasach pandemii (śmiech).

Justyna Konarska ze znajomymi podczas jednej z wycieczek w trakcie Erasmusa

Czy z perspektywy osoby, która studiuje filologię obcą, skorzystanie z możliwości wyjazdu na studia zagraniczne w ramach programu Erasmus to ważna sprawa?

To jest bardzo istotna kwestia. Od razu mogę powiedzieć, że na moich poprzednich studiach niestety nie było szansy wyjazdu w ramach kierunków, które studiowałam, więc nie mogłam w ogóle skorzystać z Erasmusa. Po wyborze italianistyki wiedziałam, że chcę to przeżyć chociażby dla samego doświadczenia, dlatego zdecydowałam się na wyjazd do Bari. Trafiając na Erasmusa, znajdujemy się w środowisku międzynarodowym, więc prym wiedzie angielski, ale ja sama postanowiłam, że będę używać włoskiego wszędzie tam, gdzie się dało – w sklepie albo podczas rozmów z ludźmi z organizacji studenckich. Odpowiadałam do nich po włosku, mimo że mówili do mnie po angielsku. Takie kontakty dużo mi dały. Uwierzyłam w swoje umiejętności językowe. Starałam się mówić jak najwięcej, nawet jeśli popełniałam przy tym błędy. To wszystko rozwinęło u mnie wiarę w siebie, że nie muszę tylko pisać, ale mogę też swobodnie się porozumiewać, jestem w stanie zrozumieć, co do mnie mówią inni i wyjść obronną ręką z każdej sytuacji.

Na koniec chciałbym poprosić o rady dla niezdecydowanych osób, które rozważają studia filologiczne. Dlaczego warto postawić na filologię obcą?

Zawsze warto studiować języki i uczyć się tych języków, nawet jeśli w ostatnim czasie dużo mówi się o tym, że za sprawą sztucznej inteligencji i automatycznych translatorów rynek ten zostanie przejęty przez maszyny. Zapewniam, że to nam nie grozi, bo w codziennej pracy nadal nieoceniony jest bezpośredni kontakt telefoniczny, a tego za nas roboty nie zrobią. Poza tym, gdy mamy 19 lat i zaczynamy studia, to możemy o tym nie myśleć, ale wybór ofert po ukończeniu kierunku filologicznego jest naprawdę spory. Język zawsze będziemy mogli wykorzystać, a przecież każdy z nas może się też później ewentualnie dokształcić, by pracować w dziale księgowości, sektorze medycznym czy branży e-commerce albo samochodowej. Kompetencje językowe łatwo połączyć z inną swoją pasją, ale nie należy zapominać, że to właśnie język często jest tym niezbędnym i bardzo potrzebnym narzędziem, które daje przewagę. Ja po maturze nie byłam tego świadoma, gdy wybierałam swoją ścieżkę zawodową. Teraz trochę tego żałuję, bo wiem, że już wcześniej mogłam ukończyć studia filologiczne, co otworzyłoby przede mną wiele nowych perspektyw.

Rozmowę przeprowadzono w styczniu 2023 roku.